Ekspert: Ukraina w Unii to sporo korzyści. Dla obu stron
"Wojna w Ukrainie wyzwoliła tzw. moment konstytucyjny, czyli okres polityki nadzwyczajnej. Sprawia on, że zarówno wola polityczna, jak i poparcie społeczne dla trudnych reform utrzymują się na wysokim poziomie" – mówi Krzysztof Głowacki z instytutu WiseEuropa, redaktor raportu pt. Przetarty szlak? Droga Ukrainy do Unii Europejskiej a polskie doświadczenie eurointegracji.
Z ekspertem rozmawiamy o drodze Ukrainy do Unii Europejskiej oraz o polskich doświadczeniach – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych – które na tej wymagającej ścieżce pomagają wytyczyć odpowiedni kurs.
Maciej Sierpień: Po co Ukrainie obecność w Unii Europejskiej?
Krzysztof Głowacki, instytut WiseEuropa: Unię Europejską cechuje dwoista logika: z jednej strony jest ona wspólnotą zasad, a z drugiej wspólnotą celów. W ten sposób możemy też podzielić korzyści płynące z członkostwa.
Z jednej strony Unia Europejska poprawia reguły gry społecznej w państwach członkowskich i kandydackich, a ponadto harmonizuje je pomiędzy nimi. Na przykład wspólny rynek pozwala na równych zasadach uczestniczyć w wymianie gospodarczej wszystkim firmom, pracownikom, inwestorom i konsumentom, niezależnie od kraju pochodzenia. W całej Unii Europejskiej panuje równość obywateli oraz organizacji wobec prawa, a decydentów wiążą konstytucyjne ograniczenia. Takie zasady tworzą ramy sprawnej, włączającej interakcji społecznej i są Ukrainie bardzo potrzebne. Historyczny wpływ instytucji w stylu wschodnim, opartych o wszechwładzę rządzących, sprawił, że praworządność i mechanizmy rynkowe w Ukrainie nigdy się w pełni nie wykształciły.
Z drugiej strony Unia Europejska zapewnia uczestnikom życia społecznego bezpośrednie wsparcie. Obywatele, firmy i stowarzyszenia zyskują dostęp do rozmaitych szkoleń, dofinansowań i innych możliwości rozwoju. Wsparciem objęci są także decydenci, którzy otrzymują narzędzia ułatwiające realizację i harmonizację pomysłów politycznych. Z funduszy europejskich finansuje się nowoczesną infrastrukturę, która podnosi jakość życia mieszkańców.
A odwracając pytanie, po co Unii Europejskiej Ukraina?
W ostatnich latach Ukraina doświadczyła emigracji na wysoką skalę, ale to wciąż spory kraj o populacji porównywalnej z polską. Akcesja Ukrainy otworzy dla Unii Europejskiej nowe pokłady kapitału ludzkiego i ułatwi wymianę społeczną – gospodarczą, kulturową, naukową.
Ale akcesja Ukrainy to coś więcej niż nowy członek w starym klubie. Negocjująca swoją akcesję Ukraina to dla Unii niczym haust świeżego powietrza. W unijnej polityce rozszerzenia przez długi czas panował marazm. Pośród licznych problemów wewnętrznych i zewnętrznych wspólnota straciła apetyt na dalszą ekspansję, nasyciła się nabytkami z lat 2004‑2013. Zabrakło jej zapału, aby skutecznie wciągnąć w swoją orbitę chociażby kraje Bałkanów Zachodnich, które od lat stoją na rozdrożu cywilizacyjnym pomiędzy Wschodem a Zachodem. Asertywna, głodna sukcesu Ukraina przywraca unijnym liderom poczucie sprawczości i misji.
Możemy to pytanie zbudować jeszcze inaczej – po co Polsce Ukraina w Unii Europejskiej?
Akcesja Ukrainy to spora szansa także dla naszego kraju. Możemy spodziewać się ekspansji rodzimych firm i kapitału na ukraiński rynek. Jesteśmy z Ukrainą sąsiadami, więc nasze przedsiębiorstwa dysponują naturalną przewagą nad niemieckimi czy francuskimi, wynikającą z bliskości kulturowej, językowej i geograficznej. Z drugiej strony wzrośnie dobrobyt polskiego konsumenta, bo częściej będą się u nas pojawiać produkty z Ukrainy.
Polskę i Ukrainę łączy ponadto wiele interesów, które będą mogły wspólnie reprezentować na unijnym forum. Dotyczy to choćby kwestii bezpieczeństwa, na przykład rozwoju wspólnych sił zbrojnych UE. Ukraina będzie przy tym stanowić swoistą przeciwwagę dla krajów Europy Zachodniej. Pozwoli to Polsce skuteczniej reprezentować interesy całego regionu, a niekiedy obejmować nawet fotel lidera Unii Europejskiej. Dwa tak duże kraje stworzą siłę polityczną, z którą trzeba się będzie liczyć.
Należy jednak pamiętać, że członkostwo Ukrainy będzie też prowadzić do konfliktów interesów. Jeśli ukraińskie reformy się powiodą, tamtejsze firmy wkrótce zaczną skutecznie konkurować z polskimi, zwłaszcza że struktura gospodarcza Ukrainy będzie zapewne ewoluować w sposób zbliżony do polskiej. Już teraz możemy dostrzec zarzewia takich konfliktów w niektórych sektorach. Będziemy także konkurować z Ukrainą o fundusze rozwojowe – po wielu latach przestaniemy być ich największym beneficjantem.
Gdyby nie wybuch wojny proces akcesji Ukrainy udałoby się zakończyć szybciej czy paradoksalnie to właśnie wojna sprawiła, że kraj ten przyspieszył swoje starania o członkostwo?
Sytuacja, w której kraj toczący wojnę na śmierć i życie jednocześnie negocjuje akces do elitarnego klubu najbogatszych państw na świecie, nie jest typowa. Wojna wywołuje niepewność, która przynosi niekorzystne skutki praktyczne i psychologiczne. Komunikacja z Ukrainą jest utrudniona, wyłączony jest ruch lotniczy. Ze względu na ryzyko nalotów zagraniczni eksperci i decydenci mogą obawiać się przyjazdu do Ukrainy, a przecież kontakt osobisty nie jest tu bez znaczenia. U niektórych uczestników negocjacji może pojawić się zwątpienie, podkopujące wysiłki innych. Wreszcie, mimo że proces akcesji to przede wszystkim zmiany w przepisach, pewne wyniki trzeba będzie ostatecznie osiągnąć w świecie materialnym, w infrastrukturze. A ta jest na razie narażona na ataki rosyjskiego najeźdźcy.
Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że sprawa ukraińskiej akcesji nabrała tempa właśnie po wybuchu wojny. Napaść Rosji wyzwoliła tzw. moment konstytucyjny, czyli okres polityki nadzwyczajnej, w trakcie którego wola polityczna i poparcie społeczne dla reform rosną. Taki stan w jakimś stopniu utrzymuje się w Ukrainie od czasu rewolucji godności z lat 2013–2014 – spowodowanej właśnie europejskimi aspiracjami Ukraińców – ale inwazja na nowo go roznieciła. Także w Unii Europejskiej apetyt na ekspansję jest dużo większy niż przed wojną. Gdyby nie wojna, Ukraina nie zostałaby tak szybko dopuszczona do negocjacji – przed jej wybuchem nie miała nawet statusu kandydackiego.
Wyłączając kwestię wojny, Polska droga do UE powinna być drogowskazem dla Ukrainy?
Tak – zarówno jeśli chodzi o pozytywne, jak i negatywne doświadczenia. W naszym raporcie pokazujemy, że Ukraina staje przed zbliżonym wyzwaniem, z jakim Polska mierzyła się w latach 90.: budowy zdrowych, trwałych instytucji, czyli odpowiednich reguł gry społecznej. Można też mówić o pewnych podobieństwach strukturalnych – oba kraje cechuje na przykład dobrze wykształcone społeczeństwo, niskie koszty pracy, zbliżone warunki geograficzne.
Z drugiej strony musimy pamiętać o tym, że czasy się zmieniają i Unia Europejska dzisiaj nie jest tą samą Unią Europejską, do której Polska dołączała w 2004 r. Tamta Unia była przede wszystkim wspólnotą reguł – wspólnego rynku, demokracji liberalnej. Dzisiejsza Unia to coraz bardziej także wspólnota celów, polityk – takich jak na przykład szybko ekspandująca polityka klimatyczna.
W raporcie pojawiają się argumenty, że transformacja energetyczna jest tym obszarem, z którym Polska nie do końca sobie poradziła. Dlaczego tak się stało?
Paradoksalnie źródłem problemów było bogactwo naturalne, a konkretnie zasoby węgla. Niestety bogactwa naturalne często kierują rozwój społeczeństw na niewłaściwe tory i tak właśnie było w przypadku polityki energetycznej Polski.
Dostępność węgla sprawiła, że nie troszczyliśmy się zanadto o alternatywne źródła energii. Jeszcze do niedawna w ogóle nie rozumieliśmy, że energia i klimat stają się dla Unii Europejskiej priorytetem. Cały czas ciąży nam też spuścizna PRL. Socjalistyczna gospodarka była oparta na przemyśle ciężkim, a ten na węglu. Po 1989 r. zabrakło woli politycznej, by przekształcać sektor zgodnie z kierunkami opłacalności ekonomicznej i odpowiedzialności za środowisko. Prywatyzacja właściwie nie nastąpiła, za to górnicze związki zawodowe stały się potężną grupą nacisku. W istocie doszło do fuzji biznesu z polityką, co nigdy nie jest dobrym połączeniem. Im bardziej kolejne rządy zwlekały z reformą, tym bardziej problem narastał.
Energetyka bezpośrednio jest związana z ochroną środowiska. Chcąc spełnić unijne wymogi w tym obszarze, Ukraina musi sprostać większym wyzwaniom niż Polska. Na co dziś musi być gotowe ukraińskie społeczeństwo?
Co prawda ukraiński sektor energetyczny jest w mniejszym stopniu niż polski zależny od węgla, ale dekarbonizacja nie będzie dla Ukrainy mniejszym wyzwaniem niż dla nas. W Ukrainie nie wykształcił się jak dotąd nowoczesny rynek energii. Wciąż stosuje się subwencje energetyczne – rząd dopłaca obywatelom i przedsiębiorstwom do zużycia energii, na przykład gazu ziemnego czy prądu. Ceny energii tylko częściowo odzwierciedlają jej realną wartość, a to sprawia, że inwestorom brakuje kluczowych informacji i zachęt do podjęcia decyzji o nowych inwestycjach, także tych zielonych.
Tymczasem Unia Europejska stale rozwija swoją politykę w obszarze dekarbonizacji. Na przykład obowiązujący od lat system handlu uprawnieniami do emisji CO2, tzw. ETS, zostanie niedługo poszerzony o obszary budynków i transportu. To istotne zmiany, które już wkrótce w taki czy inny sposób dosięgną ukraińskich obywateli.
Kolejnym kluczowym obszarem wynikającym z członkostwa w UE jest wspólny rynek. Coroczne dane GUS pokazują, jak bardzo skorzystała i korzysta na tym Polska. Czy Ukrainę czeka podobny skok gospodarczy?
Wspólny rynek to dla Polski rzeczywiście ogromna korzyść. Nie chodzi tylko o to, że możemy zarabiać, sprzedając swoje produkty i usługi w Europie bez barier. Chodzi także o tzw. efekty dynamiczne – szybszy rozwój, jaki wiąże się z wypłynięciem na szerokie wody. Konkurując ze swoimi zagranicznymi odpowiednikami, polskie firmy podpatrują u innych dobre praktyki, poznają nowe trendy rynkowe i modele biznesowe. Z kolei przyjmując u siebie zagranicznych inwestorów, nie tylko chłoniemy potrzebny nam kapitał, ale także importujemy technologię i know‑how, które są kluczowe dla wzrostu produktywności.
Ukraina, z jej żwawym i dobrze wykształconym społeczeństwem, ma szansę na podobny rozwój. Żeby z niej skorzystała, musi zagwarantować przedsiębiorcom – zarówno krajowym, jak i tym zagranicznym – jasne i równe dla wszystkich reguły gry. Przedsiębiorcy muszą mieć pewność, że ich inwestycje będą bezpieczne, a w razie problemów znajdzie się niezależny sąd, który ochroni ich przed zakusami nieuczciwej konkurencji – lub państwa.
Czy dziś jesteśmy w stanie wskazać datę, kiedy Ukraina może zostać członkiem UE?
Polski przykład pokazuje, że negocjacje lubią się przeciągać. Niektórzy polscy negocjatorzy mieli nadzieję na akcesję w 2002 czy nawet 2000 r., a więc kilka lat przed faktem. Ukraińcy nie powinni się jednak zniechęcać. W przypadku Polski mało kto spodziewał się tak szybkiego rozwoju w tak krótkim czasie. Ukraińscy decydenci są zmobilizowani, a obywatele gotowi na zmiany i trudy dostosowania. Oczywiście wiele zależy od sytuacji na froncie – o ile Zachód pomoże Ukrainie przetrwać, kraj ten ma szansę na akcesję w perspektywie nawet kilku lat.